Trzecia część opowiadania. Część pierwsza TUTAJ. Część druga TUTAJ.

***

Trzy długie wieczory poświęciłam na analizę zawartości koperty, na którą czekałam tak długo. A może już sześć? Whiskey skutecznie wymazywała dni z życiorysu. Robiła to sprawnie, po cichu, lepiej niż psycholog. Jedno wiem na pewno – za długo to wszystko trwało, skoro obudziłam się na kanapie w salonie a telewizor raczył mnie jedynie poziomymi pasami w kolorach tęczy. Tylko po to, żeby dowiedzieć się nie tego, czego oczekiwałam. A jakie były moje oczekiwania? Wygląda na to, że zbyt wygórowane i wyidealizowane, aż do bólu. Ostatni rzut oka na kartkę ze zdjęciem upewnił mnie, że świat nie jest sprawiedliwy i okrutnie drwi ze mnie od dnia narodzin. Ma mnie w dupie po prostu.

Wciąż nie mogłam uwierzyć. Komu łatwo przychodzi zaakceptować taką prawdę? Ojca kochałam mocniej niż własne życie. Szanowałam bardziej od Papieża, prezydenta i kuzyna, który w dzieciństwie zaimponował mi ogromnym siniakiem na pół uda. Lubiłam ojcowskie żarty, sarkazm ukryty między wierszami i rodzinne przemowy z genialną puentą. Zawsze miał coś do powiedzenia, ale nie ot tak żeby gadać. Mówił mądrze, był inteligentnym, rozgarniętym człowiekiem, pełnym pasji i miłości do zawodu. I do matki. Tak przynajmniej myślałam do tej pory. Jak głupia byłam wiem tylko ja sama. Show must go on.

Musiałam zacząć działać, żeby oprócz pieniędzy nie stracić także czasu. Rozum podpowiadał żeby coś robić ale cholera jedna wie od czego miałam zacząć. Kac na pewno nie pomagał w podejmowaniu racjonalnych decyzji. W ogóle w niczym nie pomagał! Jedyne co przyszło mi do głowy to telefon do Pete’a. On zawsze był trzeźwy, na posterunku i miał na wszystko gotowe rozwiązanie. Tak było i tym razem. Siódma rano to nie jest jego ulubiona pora, ale zdążył się już przyzwyczaić do moich fanaberii. W końcu los nas rzucił w swoje koleżeńskie ramiona i nie miał wielkiego wyboru. Zebrał się w sobie, przyjechał natychmiast i złożył mnie do kupy, bo wygląda na to że byłam w rozsypce.

Na początek wypiliśmy aromatyczną kawę, w parzeniu której niewątpliwie Pete był mistrzem. Na emeryturze powinien pomyśleć o własnym biznesie w tym kierunku. Baristą już nie zostanie, ale barmanem za kontuarem? Muszę mu ten pomysł w wolnej chwili podsunąć. Takiej pobudki było mi trzeba. Trochę orzeźwienia, a trochę jakby ktoś dał mi po pysku. Zrobiliśmy listę punktów do sprawdzenia i ludzi do przesłuchania. Nieformalnego oczywiście, bo dalej nikt w biurze nie wie, że działam na własną rękę. I rękę biednego Pete’a.

C.D.N.

5 comments

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.