Część IV, przedostatnia. Opowiadanie kryminalne dziwnej treści, które rozwija się zupełnie niezależnie od moich upodobań (nie cierpię kryminałów amerykańskich), upodobań (kobieta w roli głównej (!), świat stanął na głowie) i upodobań (jakoś mało tajemniczy, chyba już wiecie KTO zabił?).

Cz. I TUTAJ, cz. II TUTAJ, cz. III TUTAJ.

***

Przesłuchaniami zajął się Pete. Jego twarde pięści i równie miękkie serce, pozwalały na szybkie i skuteczne wyciąganie potrzebnych informacji. Pete jest taki ładniutki, że kolejna rysa na dłoniach nie robi większej różnicy. Można nawet powiedzieć, że dodaje mu tego czegoś. Tak, kolejny raz zamiast słuchać co pieprzy ten gruby meksykaniec sprowadzony do parteru, zaczynałam patrzeć na Pete’a, jak na mężczyznę. Potencjalnego partnera. W końcu jest samcem alfa, nikt mu tego nie odmówi. Wróćmy do tego, o czym mówił grubas. Doktor Butcher? Kto to jest, do cholery? Gdzie mieszka i pracuje – już się dowiedzieliśmy. Czas na odwiedziny.

Droga dłużyła się niemiłosiernie, tykający zegarek (skąd tykający zegarek w samochodzie !?) wkurzał, bo pokazywał jak mało zostało nam czasu. Jeśli do piątku nie dowiemy się, o co w tym wszystkim chodzi, stracimy nie tylko forsę, ale prawdopodobnie wylecimy z biura na zbity pysk. Tyle dostaliśmy nieoficjalnej swobody od szefa. Pete podzieli mój los, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego w tej chwili sprawy. Jeszcze trzy dni.

Znalezienie Butchera nie nastręczyło nam wielu trudności. Wielki szyld „Andrew Butcher, psychiatra, psycholog” nie pozostawiał złudzeń. Trafiliśmy. Zdając sobie sprawę, jak dużo mamy do ugrania, zachowywaliśmy się bardzo delikatnie. Gra słów z psychiatrą to świetna zabawa. Pod warunkiem, że wygraną jest obiad w dobrej restauracji, a nie cenne wskazówki dotyczące śmierci  bliskiej osoby. W pewnym momencie rozmowa przybrała nieoczekiwany obrót.

– Możemy zostać chwilę sami?  – zapytał Butcher.
– Chyba tak, jeśli ma mi to pomóc – powiedziałam, odsyłając wzrokiem Pete’a.
– Naprawdę mnie nie pamiętasz ? – powtórzył, bardzo pewny siebie, Butcher.
– Nic a nic. Czarna dziura.
– Nie szkodzi, spróbuję Ci co nieco naświetlić. Odpowiadając na Twoje pytanie: tak, znałem Twoich rodziców. Przyjaźniliśmy się. Po śmierci Susan, kontakt z Twoim ojcem stał się, jakby to powiedzieć, trudny. Nie odbierał telefonów, nie odpowiadał na listy, aż w końcu przestałem próbować. Dziwne, że mnie nie pamiętasz, bo po śmierci matki to właśnie z Tobą rozmawiałem najczęściej. Najpierw w formie terapii, byłaś całkowicie rozbita. Później już jako przyjaciele. Doprawdy nie rozumiem, jak  to mogło się stać. Ostatni raz widzieliśmy się podczas sesji, to było, niech sobie przypomnę….jakieś 10 lat temu.

I o ile do tej pory moja postawa jasno mówiła, jak odważna, harda i świadoma siebie jestem, o tyle w jednej sekundzie wszystko się zburzyło jak domek z kart. Faktycznie coś zaczęło mi świtać. Bardzo mgliście zaczęłam kojarzyć siedzącego przede mną jegomościa. Coś się zmieniło, wtedy chyba miał wąsy i brodę. To dlatego go nie poznałam. A może zwyczajnie wyparłam z pamięci to, co także w tej chwili, powoduje okropny ucisk w sercu i żołądku?

***

Przede mną i przed Wami, część V – ostatnia, w której nastąpi definitywne rozwiązanie zagadki. Możecie zostawiać w komentarzach propozycje….mordercy. Może jeszcze zmienię zakończenie?

3 comments

Leave a reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.